Chiny są krajem, który nie wątpliwie odniósł wielki sukces gospodarczy. Państwo to zmieniło się całkowicie praktycznie w ostatnich 40 latach. Sami Chińczycy mówią o sobie, że ich dziadkowie pracowali na roli, rodzice w fabryce a najmłodsze obecne pokolenie - w biurowcach. To pokazuje ogromną skalę zmian społecznych. Tymczasem te przemiany społeczne także wpłynęły na środowisko naturalne, a zwłaszcza środowiska wodne i to nie tylko w Chinach ale i na całym świecie!
Przemiany społeczne, a więc rosnący poziom życia spowodował pośrednio zwiększona konsumpcję i w efekcie Chińczycy poprzez rabunkową eksploatację łowisk zaczęli degradować wody międzynarodowe, a więc takie wody, które można by uznać za wspólne. Rozwój Chin spowodował również zmianę diety przeciętnego Chińczyka. Chiny zawsze byłem krajem bardzo ludnym i często w przeszłości doznawały klęsk głodu. Dlatego też w kulturze chińskiej zakorzenił się zwyczaj, że w zasadzie zjeść można wszystko. Mimo to, statystyczny Chińczyk jadł jednak skromnie. Świetnie obrazuje to przykład wspomnianej wcześniej chińskiej rodziny wielopokoleniowej. Na tym przykładzie można doskonale zobaczyć jak podejście do chińskiej diety zmieniło się również na przestrzeni ostatnich pokoleń. O ile dziadek pracujący na roli spożywał głównie ryż z warzywami i odświętnie kawałek mięsa, to produkty te był żywnością, którą on sam sobie wytworzył. Jego syn, który już pracował w fabryce nadal spożywał dania ryżowe z tym, że dwa razy w tygodniu mógł sobie pozwolić na rybę i odświętnie na mięczaki lub skorupiaki - np. małże i krewetki. Natomiast wnuk pracujący w biurze lub laboratorium, względnie dobrze zarabiający był w stanie płacić w miarę regularnie za posiłki, sporządzone z owoców morza, które w obecnych czasach w Chinach stały się czymś zupełnie normalnym i łatwo dostępnym dla blisko 400 milionów ludzi.
Jednak ta dostępność związana jest z rabunkowym wręcz połowem zwierząt wodnych. Jak donosi "The New York Times" flota połowowa Chin osiągnęłą w 2022 roku liczbę około 3000 jednostek daleko morskich (nie uwzględnia się tu prywatnych małych chińskich łodzi i kutrów). Latem 2020 roku naliczono blisko 300 statków do połowu ławicowego w okolicach Wysp Galapagos. Teren wokół tych wysp jest ściśle chroniony przyrodniczo przez władze Ekwadoru. Tymczasem obok tych wysp Chińczycy wyciągają z wody całe ławice ryb, które potem trafiają na chińskie stoły. Ryby niestety nie respektują granic morskich wyznaczonych przez człowieka i gdy tylko taka ławica opuści wody terytorialne Ekwadoru natychmiast wpływa w chińskie sieci. Dziś takie połowy nie są rzeczą trudną, ponieważ ławice obserwuje się za pomocą podwodnych sond, radarów a nawet dronów. W takiej sytuacji ochrona wód wokół Wysp Galapagos w zasadzie nie ma większego sensu. Dodatkowo chińskie jednostki są w pełni autonomiczne. Posiadają specjalne zbiorniki z zapasem paliwa na wiele tygodni lub mają dostęp do statków-cystern o charakterze stacji paliwowych, które mogą zatankować każdą jednostkę na pełnym morzu. Dodatkowo statki połowowe posiadają chłodnie do przechowywania ryb a niektóre z nich nawet linie produkcyjne do kawałkowania i puszkowania. Zatem bojkot chińskich jednostek nic tu nie zwojuje, ponieważ nie muszą one zawijać do południowo amerykańskich portów po zaopatrzenie.
Ponadto Chińczycy zostali naturalnymi monopolistami w połowie niektórych grup zwierząt - jak np. rekiny, które masowo są spożywane jedynie w Chinach (inne kraje nie prowadzą połowów tych ryb na większą skalę). Także kałamarnice to domena chińska. Według Global Fishing Watch - połów kałamarnic wzrósł z 5 tys. ton w 1990 roku do 278 tys. ton w 2019 roku. Z tym, że dane te dotyczą jedynie zgłoszonych połowów a powszechnie wiadome jest, że w Chinach zaniża się i ukrywa rzeczywiste wartości połowowe przed światem, żeby nie wzbudzać krytyki swoich nadmiernych działań w tym zakresie. Obecnie największe problemy z chińskimi masowymi połowami mają takie kraje jak Ekwador, Peru, Chile i Argentyna.
Źródło: "The New York Times", schemat tras łowiskowych i ich częstotliwości wokół Ameryki Południowej od czerwca 2021 do czerwca 2022 roku (chińskie jednostki - czerwone linie, inne kraje - szare linie).
Okoliczne wody większych państw, dysponujące silniejszą flotą wojenną jak Meksyk czy Brazylia nie są jeszcze masowo eksploatowane przez Chiny a zwłaszcza USA, które są w stanie wojny handlowej z Chinami. Tymczasem chińskie jednostki pojawiają się już także na wschodnim Atlantyku, gdzie zaczynają intensywnie eksploatować łowiska przy biednych krajach afrykańskich. Jeżeli ta rabunkowa polityka nie zostanie w porę powstrzymana to wielu gatunków zwierząt morskich w przyszłości już nie zobaczymy w naturze a nawet na talerzu, bo kto będzie w stanie zapłacić za morszczuka z południowego Atlantyku np. 200 zł za kg? To co dziś jest jeszcze powszechne - np. widok wielkich ławic - może stać się w przyszłości na tyle rzadkim zjawiskiem, że ludzie będą płacić ogromne sumy za chęć podpatrzenia na wolności dorsza czy tuńczyka. Prawdopodobnie wszystkie akweny nie będą w stanie udźwignąć zapotrzebowania Chin w tym zakresie a to są potrzeby prawie półtora miliarda ludzi!